Niemożliwe nie istnieje...

Niemożliwe nie istnieje...

Podobno nie ma rzeczy niemożliwych, tylko takie w osiągnięcie, których nie do końca wierzymy. Zbyt szybko z nich rezygnujemy lub jak powiedział Aleksander Wielki są trudne do osiągnięcia. Mimo, iż często słyszymy takie albo podobne słowa, to znakomita większość z nas nie traktuje ich poważnie. Po prostu nie wierzymy w tego typu slogany…dlaczego…nie wiem. Możliwe, że jest to kwestia naszego światopoglądu, wychowania, różnego rodzaju zdarzeń, które miały miejsce w życiu naszym lub naszych bliskich. Szczerze przyznam, że jeszcze jakiś czas temu patrzyłam na tego typu przekonania z lekkim przymrużeniem oka, nie przemawiały do mnie afirmacje typu „uwierz w swoje marzenia, a się spełnią” lub jeśli „naprawdę czegoś pragniesz i potrzebujesz, to właśnie to osiągniesz” itp. Brzmiało to trochę jak slogany reklamowe wszelkiej maści poradników, pod którymi uginają się półki księgarń. Dlaczego zatem poruszam ten temat?

Na pewno nie dlatego, ażeby robić z tego powód do żartów – wręcz przeciwnie. Dzisiaj myślę, iż coś w tym jest, że warto wierzyć w siebie, marzyć, określić cele jakie chcemy osiągnąć i do nich dążyć. Co spowodowało zmianę mojego zdania? Otóż przyglądając się życiu, a właściwie osobom ze swojego otoczenia, dostrzegłam, że pewne sytuacje totalnie wydawałoby się beznadziejne, skazane na porażkę, niemożliwe do realizacji (niekiedy wręcz można powiedzieć niedorzeczne) zostały przekute w pełen sukces! Nie stało się tak dlatego bo ktoś miał szczęście, a dlatego, że wierzył w siebie, nie rezygnował, nie poddawał się mimo, przeciwności i niepowodzeń.

Ważne jest to żeby nie bać się porażki, bo często jest ona pozorna, coś się nie udaje, ażeby za chwilę udało się coś znacznie dla nas ważniejszego. Każde doświadczenie, nawet bardzo przykre i bolesne czegoś nas uczy o życiu, ludziach i pozwala ustrzec się błędów w przyszłości. Ponadto w ten sposób wiele dowiadujemy się o nas samych, o naszych reakcjach, nabywamy doświadczenia, hartujemy charakter. Prawda jest taka, że najczęściej jest nam wygodniej tkwić w stanie, w jakim się znajdujemy, z różnych powodów, w tym również ze strachu…nie tylko przed porażką, ale i sukcesem.

Sami sabotujemy nasze działania, niekiedy w ogóle ich nie podejmując albo robiąc coś od niechcenia. Uwielbiamy się tłumaczyć i usprawiedliwiać, niby czegoś chcemy, ale jakoś nie możemy się doczekać na pomyślny wiatr. Albo moment nie ten (za wcześnie…..za późno), albo z góry nie mamy szans i stoimy na przegranej pozycji. Patrzymy z nutką zazdrości w kierunku osób, którym się „udało”, które odniosły sukces…ale przecież one miały łatwiej, ktoś im pomógł, miały bardziej sprzyjające okoliczności, były lepiej wykształcone…tylko czy na pewno?

Tak naprawdę widzimy tylko efekt końcowy, nic nie wiemy na temat drogi jaką ci ludzie musieli pokonać, ile wyrzeczeń musieli ponieść (lub nadal ponoszą), ile trudu, a przede wszystkim wiary w siebie musieli wnieść do swoich działań czy ile musieli zaryzykować. Możliwe oczywiście, że faktycznie ktoś udzielił im wsparcia, coś doradził, ale przecież jak możemy przeczytać w słynnym Alchemiku „kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu”. Ważne aby nie stwarzać sobie fałszywych, wydumanych barier, nie bać się zrobić pierwszego nawet ogromnego kroku (bo przecież nie pokonamy przepaści kilkoma małymi), a także zdać sobie sprawę, że zwykle problemem jest właśnie to w jaki sposób postrzegamy problem.

W chwilach zwątpienia warto pomyśleć o Steve’ Jobsie, który nie ukończył college’u i, u którego stwierdzono dysleksję. Oczywiście nie każdy z nas musi tworzyć międzynarodowe przedsiębiorstwo…chyba, że tego właśnie chce…bo pamiętajmy, że nie ma rzeczy niemożliwych…to my sami sobie takie tworzymy.

Agnieszka Łokaj (Trener ISO)

Podziel się

Napisz do nas

Powrót do góry