Żeby nam się chciało... czyli jak to jest być wypalonym zawodowo

Żeby nam się chciało... czyli jak to jest być wypalonym zawodowo

Wszyscy znamy powiedzenie „Boże spraw by nam się chciało, tak jak nam się nie chce”. Mało kto z nas wie natomiast, że jego autorem jest nikt inny, jak Alan Alexander Milne, czyli autor książek o Kubusiu Puchatku. Dziś nie jest istotne jednak to, kto jest twórcą tych słów, ale to w jakim kontekście zostały przytoczone, a użyte zostały w kontekście pracy. Któż z nas wielokrotnie szepce sobie pod nosem czy nawet wypowiada głośno przytoczone powyżej zdanie, kiedy ma iść do pracy lub już się w niej znajduje albo choć o niej pomyśli. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest wiele, być może każdy ma inny…brzydka pogoda, zbyt ładna pogoda, zmęczenie, zniechęcenie, apatia, zbyt dużo lub zbyt mało obowiązków, nuda, rutyna, współpracownicy, klienci czy przełożeni, z którymi nie możemy się z różnych względów porozumieć. Można by tak wymieniać i wymieniać, bo ilu ludzi, tyle przypadków i powodów. Jeśli takie sytuacje zdarzają się nam od czasu do czasu, nie ma się czym przejmować ani martwić. Jeśli natomiast dręczy nas już jakiś czas, to może dopadło nas dość popularne ostatnio tzw. wypalenie zawodowe (tzw. syndrom burnout). Zatem cóż to właściwie za twór?

Otóż w literaturze psychologicznej określenie to pojawiło się w latach 70-tyh ubiegłego stulecia, czyli tak naprawdę mimo, iż brzmi to dość poważnie, wcale nie aż tak dawno. Według psychologów jest to reakcja ludzkiego organizmu na stres, spowodowany sytuacją w pracy lub drugim człowiekiem w pracy i jego zachowaniami. Może być wynikiem długotrwałego przeciążenia obowiązkami, zbyt obciążającymi i odpowiedzialnymi zadaniami, ale i zbyt wyczerpującą, monotonną i nudną pracą. Warto wspomnieć, że wypalenie zawodowe ma wpływ nie tylko na nasze funkcjonowanie w pracy, ale także poza nią. Powoduje bowiem wyczerpanie emocjonalne i umysłowe, które z kolei znajduje odzwierciedlenie w chronicznym zmęczeniu. Przekłada się to na negatywną postawę wobec pracy, ludzi i całego życia, poczucie bezradności i beznadziejności położenia. W ten sposób znajdujemy się z zaklętym i zamkniętym kręgu…nic nam się nie chce, nic nie ma znaczenia, nie wierzymy w siebie, deprecjonujemy swoje dokonania i osiągnięcia…ale nie mamy siły i ochoty aby cokolwiek zmienić lub podjąć choćby jakikolwiek krok w kierunku zmiany. Zdiagnozowano trzy podstawowe stopnie wypalenia oraz mnóstwo jego symptomów, ale nie będę ich opisywać, bo nie chodzi o to aby przedstawiać rozprawę psychologiczną, tylko o to, aby zwrócić uwagę na problem, który dotyka coraz większej liczby pracowników. Kiedyś sądzono, że na wypalenie zawodowe podatni są głównie przedstawiciele zawodów mających nieustannie bezpośredni, częsty kontakt z drugim człowiekiem, czyli m.in. nauczyciele, lekarze, psychologowie, handlowcy. Obecnie to podejście uległo zmianie, wiadomo bowiem, że są na nie narażeni przedstawiciele wszystkich zawodów, a wpływają na nie czynniki znajdujące się w miejscu pracy. Jeśli zatem mamy pewność lub chociaż cień podejrzeń, że ta przypadłość dopadła również nas, albo chcemy się jej ustrzec, co należy zrobić, od czego zacząć?

Myślę, iż nie ma jednego uniwersalnego sposobu dla wszystkich, bo nigdy nie jest tak, że ten sam lek u każdego wywołuje taki sam efekt. Pewnie każdy w ostatecznym rozrachunku będzie musiał sam, czy też przy wsparciu rodziny, przyjaciół, a nawet specjalistów z tego zakresu uporać się z problemem i znaleźć rozwiązanie. Na początek natomiast może warto zwolnić (ku przestrodze: wypalenie zawodowe często dotyka pracoholików), skierować się ku, nie bez powodu ostatnio modnemu, slow life. Równie ważne jest ograniczenie codziennego stresu (tak wiem, łatwiej powiedzieć niż zrobićJ), zadbanie o własną formę i dietę (bądźmy fit, bo w zdrowym ciele zdrowy duch!!!). Poza tym dbajmy o podtrzymywanie więzi poza pracą, podejmujmy nowe wyzwania, stawiajmy sobie nowe (nawet bardzo małe, ale realistyczne) cele, odpoczywajmy, relaksujmy się, śmiejmy, bawmy, tańczmy (nawet w deszczu), rzucajmy się śnieżkami i lepmy bałwana (oby był śnieg), czytajmy, śpiewajmy, poszukajmy sobie hobby (choćby to było testowanie różnych przepisów na wykorzystanie dyni)…..lub zmieńmy pracę, a nawet się przekwalifikujmy. Natomiast jeśli czujemy, że sami, a nawet ze wsparciem najbliższych nie damy się wyrwać z piekła burnout, nie czekajmy tylko zwróćmy się po pomoc do specjalisty (psychologa, trenera osobistego, coacha itp.).

Jeśli macie doświadczenia w zakresie tematyki, którą dziś została proszę podzielcie się nimi z nami, bo fajnie by było, żeby nam wszystkim się chciało chcieć, i żeby nikt z nas nie musiał nigdy odpowiedzieć tak jak Kłapouchy.

„A ty jak się masz? – spytał Puchatek
– Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał”.

Trzymam kciuki abyśmy zawsze mieli się świetnieJ

Agnieszka Łokaj Trener "bez owijania"

Podziel się

Napisz do nas

Powrót do góry